Szukaj
Close this search box.

Równiny Stanów Zjednoczonych

Jak wielkie prerie utonęły w piasku!

Mieszkańcy Chicago z początku myśleli, że zbliża się kolejna wiosenna burza. Jednak szybko mieli się przekonać, że to nie chmury deszczowe zmierzały nad Wietrzne Miasto, lecz tumany kurzu i piasku. Dzień 14 kwietnia 1935 roku przeszedł do historii jako “czarna niedziela”.

Table of Contents

Z miejsca, w którym łączą się stany Kolorado, Kansas i Oklahoma, na północny zachód wyruszyła z prędkością około 100 km na godzinę największa z burz piaskowych, już wcześniej od czasu do czasu pojawiających się w centralnej części Stanów Zjednoczonych. Ta jednak dotarła aż do Kanady i wybrzeża Atlantyku! Od dawna problem narastał, ale tym razem miara się przebrała i rząd amerykański ruszył z wigorem do naprawy tego, co zostało zepsute przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Prerie, biegnące w części centralnej kontynentu z północy na południe, w wyniku nieprzemyślanej i rabunkowej gospodarki zostały zniszczone. Była to jedna z największych katastrof ekologicznych w czasach nowożytnych.

Jadąc przez wielkie równiny w stanach Nebraska, Iowa, Oklahoma i Kansas, o dowolnej porze roku zobaczymy zawsze zazielenione pola. Przy drogach i dalej jak wzrokiem sięgnąć rośnie dużo drzew i krzewów. W niektórych miejscach rozciągają się ogromne przestrzenie porośnięte trawą. Nieużytki należą do państwa i zostały lata temu odkupione od farmerów. Celowo nie są uprawiane. Te zmiany to wynik nakazów rządowych wprowadzonych w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, aby przeciwdziałać erozji ziemi i będących jej efektem burz piaskowych.

Masakra bizonów

 Wszystko zaczęło się w latach sześćdziesiątych XIX wieku. Z wielkich prerii zaczęli znikać wówczas ich pierwotni mieszkańcy, którzy żyli tam od setek, a może tysięcy lat. Indianie mieszkali tam w symbiozie z przyrodą. Podstawą ich egzystencji były bizony. Szacuje się, że około 1850 roku na prerii było jeszcze około 100 milionów bizonów, dzikich owiec, jeleni oraz widłorogów amerykańskich. Do tego trzeba dodać miliony małych zwierząt i ptaków. Dla kilkunastu plemion indiańskich był to niewyczerpany, bo odradzający się zapas pożywienia, skór, opału (w postaci odchodów) i kości do wyrobu narzędzi. Dzięki temu opierali się dosyć skutecznie białym osadnikom, którzy do połowy XIX wieku dość rzadko się zapuszczali dalej na zachód niż do rzeki Missisipi. Masowa inwazja Europejczyków zaczęła się w połowie XIX wieku wraz z rozwijającą się dynamicznie siecią kolejową (pierwsza linia połączyła wschód z Pacyfikiem w 1869 roku).
Na pierwszy ogień poszły bizony. Zapotrzebowanie na mięso i skóry spowodowało ich kompletne wytrzebienie. W 1900 roku było ich zaledwie około tysiąca sztuk. Inne zwierzęta również zostały zdziesiątkowane. Indianie pozbawieni pożywienia i tego wszystkiego, co zapewniały im bizony, szybko wynieśli się z prerii, a częściowo zostali zamknięci w rezerwatach. Los prerii przypieczętowała ustawa o gospodarstwach rolnych. Otóż Kongres Stanów Zjednoczonych w 1862 roku zaproponował tym, którzy złożą odpowiednią petycję, 160 akrów (około 65 hektarów) należących do państwa, a wcześniej odebranych Indianom ziem pod uprawy. Po 5 latach ustawa dawała obdarowanym prawo pierwokupu ziemi po nominalnej wartości. Był jednak haczyk: od tych osadników wymagano służby w armii Północy, która powstała po wybuchu wojny secesyjnej. W tym kontekście zasiedlenie zachodniej części kraju okazało się celem wtórnym.

Najpierw krowy a później zboża

Wyparcie z prerii Indian to we współczesnej terminologii klasyczna wojna hybrydowa. Doprowadziła ona do zajęcia terytoriów Indian bez użycia sił zbrojnych.

Osadnicy, postępując logicznie, zastąpili na prerii bizony krowami. Już w 1890 roku na Wielkich Równinach wypasało się około 50 milionów krów i około 40 milionów owiec. Ta “podmianka” miała zminimalizować zagrożenie dla ekosystemu prerii amerykańskich. Krowy sezonowo przepędzano z północy na południe i z powrotem. Wędrowały podobnie jak dawniej bizony. Zapotrzebowanie na mięso na wschodzie kraju było ogromne. Koleje ułatwiały transport i biznes rozwijał się w najlepsze.

                Zapoczątkowano jednak coś, co zmieniło wygląd prerii na zawsze. Pojawił się rosnący popyt na zboża. Cienka warstwa niezwykle urodzajnej ziemi, która powstała przez tysiąclecia, obiecywała niesamowite plony. I tak rzeczywiście było.  Rozpoczęła się wielka orka na prerii. Zespoły pługów były nieraz ciągnięte przez kilkadziesiąt koni naraz. Gospodarka stawała się coraz bardziej intensywna. Wszystko szło dobrze do czasu, kiedy przyszły gorące i suche lata. Pozbawiona ochrony i wody ziemia zamieniała się w twarde klepisko lub niestabilne piaski. Uprawa przestała być możliwa, ale w sukurs rolnikom przyszła mechanizacja i ciężki sprzęt. W 1917 roku pojawiły się traktory pługowe, które bez problemu czerpały dotychczas niedostępną urodzajną i wilgotną glebę z głębszych warstw ziemi. To, co zajmowało 3 dni pracy ludzi i koni, załatwiano traktorami w 3 godziny. Nagle powstała też nieprawdopodobna koniunktura na zboża w związku z wybuchem pierwszej wojny światowej w Europie i rewolucji w Rosji, która przez ostatnie wieki była spichlerzem Europy. USA zastąpiły Rosję jako główny producent zboża na świecie. W Europie na polu walki pojawiły się pierwsze czołgi, a na polach amerykańskich potężne traktory i coraz doskonalsze maszyny rolnicze.

Chcąc zintensyfikować produkcję, rząd przystąpił do sprzedaży ziemi, która jeszcze pozostawała w jego dyspozycji. Była tania i dostępna dla wszystkich chętnych. Zaorano do 1923 roku dodatkowo 28 milionów hektarów traw i zasiano pszenicę. Wielkie prerie przestały istnieć. Ziemia zmieniała błyskawicznie biednych rolników w bogatych farmerów. Na wielkich równinach rosły jak grzyby po deszczu miasta i miasteczka. Zboże drożało z miesiąca na miesiąc.
Wybuchła prawdziwa gorączka ziemi. Wszyscy chcieli kupować! Ruszyły ekipy pośredników i inwestorów. W ciągu miesięcy, a nawet tygodni wartość pól zaczęła się podwajać i potrajać. Wszystko ma jednak swój kres. Kryzys giełdowy w USA w 1929 roku rykoszetem uderzył najciężej właśnie w bańkę spekulacyjną nadmuchaną w rolnictwie. Kryzys światowy zahamował koniunkturę na amerykańskie zboże. Z dnia na dzień spadła cena pszenicy za bushel (77,2 kg) z 3 dolarów na 40 centów. Składy zapełniały się zbożem, na które nie było zbytu. Farmerzy prosili prezydenta Hoovera o pomoc, ten jednak uchylił się od odpowiedzialności za sytuacje regulowane przez wolny rynek.

Klęska ekologiczna

W końcu przyszło to, co było nie do uniknięcia, czyli wielka susza. Miliony hektarów ziemi zaorywanej coraz głębiej zamieniły się w pył i zaczęły przypominać nadmorskie wydmy. W stu procentach za dramat ponosił odpowiedzialność człowiek i jego zachłanność. Kolejne burze piaskowe doprowadziły do erozji milionów hektarów ziemi, którą dosłownie zaczęły nawiedzać plagi egipskie: roje koników polnych zjadających wszystko,  płazy i insekty, pająki, wytrzymałe na susze tysiące zajęcy (znikły kojoty, które regulowały ich populację). Rolnikom nie pozostało nic innego, jak spakować się i wyruszyć na zachód. Exodus objął setki tysięcy ludzi. Pozostawili za sobą wypaloną ziemię. W odpowiedzi rząd powołał w 1935 roku Soil Conservation Service. Rozpoczęło się masowe sadzenie drzew i krzewów. Odkupowano ziemię od farmerów i przywracano na niej roślinność dawnych prerii. Była to poważna akcja, bo w pierwszej fazie rząd kupił pond 4 ze 161 milionów hektarów, na których rozciągały się niegdyś prerie.
                Wybuch drugiej wojny światowej i rozluźnienie rygorów oraz znów wzrastający popyt na zboże omal nie doprowadził do powtórki sytuacji z lat trzydziestych. Po suszy w 1950 roku pojawiły się kolejne burze piaskowe. Tym razem rząd zareagował dużo szybciej. Zintensyfikowano skup ziemi, którą zamieniano z powrotem na prerie.
 
  W Nebrasce, stanie wielkości nieco mniejszej niż Polska, mieszkają niecałe 2 miliony ludzi. Pola są tam intensywnie uprawiane, ale widać też mnóstwo opuszczonych farm. Następuje komasacja gruntów w rękach wielkich korporacji. 
Zatrzymuję się w jednym z miasteczek przy autostradzie nr 80. Sprawia ono wrażenie zaniedbanego. W małej restauracji zamawiam posiłek. Przy sąsiednim stoliku siedzi kilku starszych panów, z wyglądu farmerów. Po wymianie grzeczności pytam o dust bowl, czyli słynne burze piaskowe. To już dla nich historia, chociaż wiatr wieje z taką samą siłą, a słońce, susza i upały dają się we znaki jak niegdyś. Teraz farmerzy mają inne problemy: jak sprzedać kukurydzę i zatrzymać młodzież, która w związku z totalną mechanizacją nie ma zatrudnienia. Najczęściej młodzi spędzają czas na polowaniach lub w barach.  Coraz powszechniej używają narkotyków, co jest nowym zjawiskiem na tych ziemiach. Plaga się szybko rozprzestrzenia, szczególnie odkąd w sąsiednim Kolorado zalegalizowano “medyczną” marihuanę.
 

Wierzchnią warstwę prerii natura tworzyła przez setki lat, a człowiek zniszczył w jednym pokoleniu. Została ona dosłownie zdmuchnięta z powierzchni. Tysiące ludzi uciekło na zachód Stanów Zjednoczonych. Teraz farmerzy znów opuszczają swoje domostwa, ale tym razem sprawcą exodusu są korporacje i postępujący globalizm.

GALERIA ZDJĘĆ

Scroll to Top