Szukaj
Close this search box.

Koniec epoki Indian

Marzenie umarło nad Wounded Knee

Wiek XIX chylił się ku końcowi. Głód, epidemie, beznadzieja stały się przekleństwem Indian Ameryki Północnej. Większość z nich już była zamknięta w rezerwatach. Niedobitki krążyły po wielkich równinach w poszukiwaniu bizonów, które wcześniej zostały wytrzebione, z 70 milionów zostało zaledwie kilka tysięcy. Indianie uprawiający ziemię naciskani przez osadników przenosili się w coraz bardziej nieprzyjazne miejsca. Widmo śmierci podążało za grupami obdartych wędrowców.

Dzień przed bitwą pod wounded Knee

Table of Contents

Jeśli czasami napadali na osadników, to nie z zemsty czy aby przepędzić ich ze swojej ziemi, ale najczęściej w poszukiwaniu żywności. Biali, których było coraz więcej na zachód od Missisipi, oraz armia nie pozostawali dłużni. Ludzie w mundurach dokonywali systematycznej eksterminacji czerwonoskórych. Dziś nazwalibyśmy to czystkami etnicznymi. Kończyła się wojna cywilizacji europejskiej i rdzennej ludności Ameryki Północnej. Indianie wiedzieli, że świat, w którym żyli ich przodkowie, już nie wróci.

Wovoka

Indianin o imieniu Wovoka ze szczepu Pajutów urodził się na terenie dzisiejszej Nevady. Jego ojciec był szamanem. Osierocony w wieku 14 lat trafił pod opiekę Davida Wilsona, farmera z Yerington w Nevadzie. Pracując u niego, poznał Biblię i chrześcijaństwo. Połączenie w umyśle młodego nieprzeciętnego Pajuta dwóch filozofii życia z czasem uczyniło zeń indiańskiego mędrca i proroka. Około 1887 roku zachorował i w gorączce miał wizję. Ponoć zobaczył Boga, który obiecał, że jeśli Indianie będą się szanowali, pracowali razem, żyli w pokoju, zaprzestaną używania broni, przestaną pić alkohol, to znów staną się potężni! Do tej odnowy moralnej miał prowadzić obrzęd zwany Tańcem Ducha. Wymyślony około 1870 roku przez wodza Tavibo, też z plemienia Pajutów, niemal poszedł w zapomnienie. Teraz miał przeżyć niezwykły renesans.

Wovoka okazał się charyzmatycznym mesjaszem. Wieść o jego przepowiedni szybko owładnęła umysły żyjących w niedoli Indian. Prorok przekonywał, że celebrowanie obrzędu Tańca Ducha w regularnych odstępach czasu wyzwoli energię, która przywróci życie zmarłym przodkom, a szczęście i dobrobyt ponownie zagoszczą w indiańskich wigwamach. Taniec miał spowodować to, o czym w sekrecie marzyli Indianie: biali wyginą, a na prerie powrócą stada bizonów. Czerwonoskórzy znów będą się cieszyć wolnością i dostatkiem. Sukces wizji Wovoki dowodził jednego: Indianie byli w fatalnym stanie psychicznym, w zbiorowej depresji. W takich okolicznościach natura człowieka jest podatna na najbardziej nieprawdopodobne idee.

Pancerne koszule

Taniec Ducha był wciągającym i atrakcyjnym wielowątkowym obrzędem. Nic dziwnego, że stał się codziennym rytuałem wielu szczepów. W obozowiskach organizowano go regularnie co kilka tygodni. Mniejsi prorocy i szamani przewodzili obrzędom. Każdy z nich zawsze zaczynał się w godzinach popołudniowych, a następnie taniec był kontynuowany przez 4 noce aż do brzasku dnia piątego. Na początku wszyscy członkowie plemienia, od dzieci do starców, tworzyli krąg. Przywdziewali na tę okazję specjalne stroje, mężczyźni okrywali się kocami, a kobiety szalami z frędzlami. We włosy wpinano pióra ptaków uważanych za święte. Mężczyźni niekiedy zakładali bogato zdobione malowidłami “koszule duchów”, którym przypisywano specjalną moc. Miały one chronić przed chorobami i kulami. Późniejsze starcia z żołnierzami armii amerykańskiej szybko zweryfikowały tę nadprzyrodzoną moc. Dla wielu jednak otrzeźwienie przyszło za późno.
Uczestniczy ozdabiali twarze znakami symbolizującymi słońce, księżyc i gwiazdę polarną.
Tańczące kręgi Indian poruszały się w rytm bębnów i pieśni w 6 kierunkach: na północ, południe, wschód, zachód, w górę do nieba, w dół do “matki ziemi”, i jednym transcendentalnym do środka swojej duszy. Punktem kulminacyjnym tańca był ekstatyczny trans. Wielu uczestników traciło przytomność, a ich ciało wpadało w konwulsje. Wierzono, że taki stan powoduje ozdrowienie i uodparnia na choroby. Budzący się z transu opowiadali o wizjach spotkań z nieżyjącymi krewnymi. Ostatnim etapem obrzędu była rytualna kąpiel.
Wovoka uznał się za mesjasza, a Taniec Ducha błyskawicznie zyskiwał na popularności w całej północno-zachodniej Ameryce. Uczestniczyły w nim coraz liczniejsze rzesze Indian. Osadnicy byli przerażeni. Powszechność obrzędu zaniepokoiła władze w Waszyngtonie. Niezrozumiały taniec odczytywano jako przygotowania do buntu. Rząd Stanów Zjednoczonych oficjalnym aktem prawnym zdelegalizował rytuał, a nieposłusznym zagroził uwięzieniem i interwencją wojskową. Z obawy przed kolejnym zbrojnym indiańskim powstaniem i w celu wyegzekwowania zakazu Tańca Ducha, który traktowano też jako niebezpieczny przejaw pogaństwa, wysłano do Południowej Dakoty liczne oddziały wojskowe.

Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak wiele się skończyło. Kiedy spoglądam wstecz z tego wysokiego wzgórza mej starości, wciąż widzę zmasakrowane ciała kobiet i dzieci, tworzące stosy lub porozrzucane wzdłuż krętego wąwozu, równie wyraźnie jak wtedy, gdy patrzyłem na to młodymi jeszcze oczyma. I widzę, że coś jeszcze zginęło tam, w tym krwawym błocie i zostało pogrzebane w zamieci. Marzenie ludzi tam umarło. Było to piękne marzenie.

Przygotowania do wojny

Niewątpliwie podburzeni nową obrzędowością i perspektywą wolności zgodnie z przepowiednią Wovoki Indianie stali się pewniejsi siebie i bardziej agresywni. Gromadzili broń i przygotowywali się, jeśli nie do rebelii, to do zbrojnego oporu przed spędzeniem reszty życia w zamkniętych rezerwatach. Szczególnie aktywni byli Indianie Lakota, którzy opuścili częściowo przydzielone im tereny w Południowej Dakocie. Rozpoczęli wędrówkę po prerii i wbrew zakazowi nie zaniechali Tańca Ducha. W tej sytuacji Generał Nelson Miles otrzymał z Waszyngtonu na początku grudnia 1890 roku rozkaz spacyfikowania nieposłusznych Lakotów, ponownego zamknięcia ich w rezerwatach i aresztowania przywódców buntu. Dalszy ciąg wydarzeń był do przewidzenia.
Amerykanie, chcąc zdjąć z siebie odium stosujących brutalną przemoc, użyli w początkowej fazie policji składającej się z rodowitych Indian. Ta przystąpiła do działania 5 grudnia 1890 roku. Miała aresztować wodza Lakotów Siedzącego Byka, wokół którego zgromadziło się kilkuset wyznawców Tańca Ducha. Podczas próby aresztowania doszło do potyczki, w której wyniku Sitting Bull i jego siedmiu współplemieńców zostało zabitych. W starciu zginęło też sześciu indiańskich policjantów. W obawie przed represjami wojskowymi Lakoci zaczęli uciekać do kryjówek w okolicach dzisiejszego Parku Narodowego Badlands w Południowej Dakocie. Spodziewając się, że jednak nie unikną zemsty, postanowili udać się pod przywództwem Wielkiej Stopy na południe, gdzie mieli nadzieję zawrzeć pokój z armią.

Bitwa

Po południu 28 grudnia 1890 roku wędrujący na południe Lakoci napotkali poszukujący ich oddział 7. Pułku Kawalerii pod dowództwem majora Samuela Whiteside’a. Ten przekonał chorego wodza Wielką Stopę, by cała jego grupa udała się do pobliskiego obozu położonego nad strumieniem Wounded Knee. Stamtąd mieli zostać odprowadzeni do rezerwatu Pine Ridge. Żołnierze wiedzieli, że Indianie mają dużo broni, i postanowili ją zarekwirować. Pałali też żądzą zemsty za dawną porażkę w bitwie pod Little Horn z 25–26 lipca 1876 roku, kiedy ich pułk stracił wielu żołnierzy na czele z generałem Custerem.
Rankiem 29 grudnia kawaleria otoczyła Indian i zażądała od nich złożenia broni. Większość Lakotów podporządkowała się rozkazom. Jedynie szaman Żółty Ptak wierzący w moc “koszul ducha” zdołał namówić grupę do zignorowania polecenia. Żołnierze przystąpili do akcji i padły pierwsze strzały. Później stoczono walkę, którą biali określili mianem regularnej bitwy, a Indianie masakry.

Pod Wonded Knee zginęło 153 Indian wraz z wodzem Wielką Stopą. Kawaleria straciła 25 żołnierzy. Będący świadkiem tych krwawych wydarzeń nad Wounded Knee lakocki szaman Czarny Jeleń tak napisał w późniejszych wspomnieniach: Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak wiele się skończyło. Kiedy spoglądam wstecz z tego wysokiego wzgórza mej starości, wciąż widzę zmasakrowane ciała kobiet i dzieci, tworzące stosy lub porozrzucane wzdłuż krętego wąwozu, równie wyraźnie jak wtedy, gdy patrzyłem na to młodymi jeszcze oczyma. I widzę, że coś jeszcze zginęło tam, w tym krwawym błocie i zostało pogrzebane w zamieci. Marzenie ludzi tam umarło. Było to piękne marzenie.

GALERIA ZDJĘĆ

Scroll to Top