Chicago historia niezwykła
Miasto, które podniosło się z bagna
Po obu stronach oceanu rosną dwie bardzo podobne z wyglądu rośliny. W lasach polskich są to wszystkim znane konwalie, a w Stanach na terenach przybrzeżnych czosnek niedźwiedzi. Obie rośliny kwitną w maju. Pierwsza wydziela przyjemny, niepowtarzalny zapach uwieczniony w licznych poematach, a druga śmierdzi stęchlizną. Amerykańska “konwalia” porastała bagna w miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się centrum Wietrznego Miasta. Indianie ze szczepu Illinois, którzy przed przybyciem pierwszych osadników tam zamieszkiwali, nazywali te tereny Shikaakwa, co oznaczało cuchnące miejsce. Nie jest pewne, czy pierwsi biali francuscy handlarze skór, którzy dotarli na bagna, znali ten indiański termin, ale najwidoczniej spodobała im się dźwięczna nazwa. Tak urodziło się Chicago.
Table of Contents
Od początku XIX wieku brzegi jeziora Michigan szybko się zaludniały. Miejsce, gdzie dziś znajduje się Chicago, stało się handlowym łącznikiem Wschodniego Wybrzeża, które było względnie łatwo osiągalne drogą wodną przez wielkie jeziora (nie było jeszcze w tym czasie kolei i utwardzonych dróg), z zachodem. Do Chicago docierali statkami osadnicy planujący podbój wielkich prerii. Z odkrywanych przez nich terytoriów napływało coraz więcej towarów, które z kolei przewożone były na wschód. Miasto z pośrednictwa czerpało ogromne zyski.
Eksplozja demograficzna miasta
Drugim ekologicznym, jakbyśmy to nazwali współcześnie, problemem miasta była przepływająca przez nie rzeka. Ona też zamieniła się w ściek. Chicago River wpadała do jeziora Michigan, z którego ludzie czerpali wodę do picia. Tragiczny poziom higieny zbierał żniwo w postaci setek zmarłych na różne choroby zakaźne. Bagno sprawiło, że Chicago stało się wylęgarnią śmiercionośnej cholery. W 1854 roku choroba zabiła ponad 5 procent mieszkańców.
Chicago było już wtedy bogatym miastem. Jego władze postanowiły ratować miejsce, zanim całkowicie pogrąży się w szambie. Zaradzić sytuacji miały dwa projekty. Pierwszym było zainstalowanie kanalizacji ściekowej i burzowej. Ponieważ ulice i jezioro były niemal na jednym poziomie, nie obyło się bez radykalnych rozwiązań. Podjęto decyzję o podniesieniu poziomu ulic i domów nawet do 2,5 metra! Drugi projekt zakładał odwrócenie biegu Chicago River. Rzeka, która była ściekiem, zatruwała wodę wykorzystywaną w codziennym życiu. Odwrócona miała popłynąć do rzeki Missisipi i truć wszystkich w jej dolnym biegu, a wiec przede wszystkim mieszkańców Saint Louis, które było nazywane Bramą na Zachód. Brutalne, egoistyczne rozwiązanie.
Śmiały projekt
31 grudnia 1855 roku w Chicago utworzono Zarząd ds. Kanalizacji. Jego plany opracował inżynier z Bostonu E. S. Chesbrough. Był to pierwszy kompleksowy projekt kanalizacji na terenie Stanów Zjednoczonych. Aby mógł zostać zrealizowany, należało podnieść w górę nie tylko ulice, pod którymi miały przebiegać rury kanalizacyjne, ale i domy. Większość z nich była wówczas drewniana i bez podpiwniczenia, podniesienie ich nie stanowiło więc problemu. Były też jednak budynki murowane i kamienne. Te również postanowiono ocalić i za pomocą lewarów podnieść do góry. Gigantyczny projekt inżynieryjny ruszył w połowie 1855 roku.
Podniesienie Chicago z bagien ujawniło geniusz zdeterminowanych ludzi, którzy posiadając środki, potrafią dokonać rzeczy pozornie niemożliwych.
Domy na kółkach
Wielki pozar z 1871 roku i koniec projektu
W następnym roku na południowo-wschodnim rogu Lake Street i Dearborn Street podniesiono hotel Tremont House. Luksusowo wyposażony obiekt z cegły miał sześć pięter. Zajmował powierzchnię ponad 1 akra (4000 metrów kwadratowych). Po raz kolejny nie wstrzymano działalności biznesu. Kiedy unosił się ponad ziemię, niektórzy z obecnych w nim gości (w tym wielu VIP-ów, a nawet jeden senator Stanów Zjednoczonych) było zupełnie nieświadomych tego, co się działo pod nimi. Pięciuset ludzi z pięcioma tysiącami podnośników pracowało pod budynkiem niezauważonych, ponieważ fundamenty były otoczone płotami ukrywającymi to, co się tam działo. Pewien przechodzień był zdziwiony, gdy zauważył, że z dnia na dzień przednie schody prowadzące z ulicy do hotelu stają się coraz bardziej strome. Zawiadomił o swoim spostrzeżeniu innych przechodniów i dziennikarzy. Olbrzymi hotel “urósł” o 1,8 metra.
Przez prawie dwie dekady budynki w centrum Chicago zostały podniesione na wysokość od 1,2 do 4,2 metra. Otrzymały one nowe fundamenty. Kanały burzowo-ściekowe umieszczono wzdłuż ulic. Podnoszenie Chicago w górę było sensacją w ówczesnej prasie amerykańskiej. Dla wszystkich, nie tylko z Chicago, ogromne przedsięwzięcie stało się dowodem rosnących możliwości i aspiracji narodu amerykańskiego. Nic – zauważył ówczesny historyk – lepiej nie ilustruje energii i determinacji, z jaką twórcy Chicago podjęli się zadania, niż szybkość i dokładność, z jaką rozwiązali problem kanalizacji miasta.
Proces podnoszenia miasta zakończył wielki pożar w 1871 roku. W jego wyniku prawie wszystkie budynki uległy zniszczeniu. Fundamenty i ulice pozostały. Historia przeminęła, ale ślady pozostały. Nadal w centrum Chicago wiele ulic, z czego nie zdają sobie sprawy mieszkańcy, ma pod sobą pustą przestrzeń. Stanowi to spore zagrożenie. Otwory mogą mieć nawet do 5 metrów głębokości! Jednostki odpowiedzialne za naprawy dróg systematycznie likwidują te pułapki, ale nadal jest ich sporo. O tym przekonał się jeden z polonijnych budowniczych. Dostał, jak mu się wydawało, proste zlecenie zabezpieczenia dziury w chodniku. Ze zdziwieniem stwierdził, że wsypywane do otworu kolejne taczki piachu ginęły w przepastnej otchłani. Dopiero porządna wywrotka załatwiła sprawę.
Podniesienie Chicago z bagien ujawniło geniusz zdeterminowanych ludzi, którzy posiadając środki, potrafią dokonać rzeczy pozornie niemożliwych.